BOROWCZYK LESZEK

NA ZDJĘCIU BOROWCZYK LESZEK Z ŻONĄ JOLANTĄ(KOTAŚ) ŚLUB ODBYŁ SIĘ W SŁAWNIE:W 1971.11.27

BOROWCZYK LESZEK

BOROWCZYK Leszek w Warszkowie. 1952 rok.

Jak sięgam pamięcią, od najmłodszych lat zawsze spaliśmy w jednym łóżku i pod jedną pierzyną, zawsze siadaliśmy koło siebie przy stole i to On Leszek obrywał „bury” za wszystkie moje psikusy, nawet wtedy gdy nie chciał opowiadać mi bajek, (o małym i dużym, Borku) przed snem…..

Leszek

Z Leszkiem łączyła mnie więź bardzo silna, dla mnie wyjątkowa. Podczas moich pobytów w Warszkowie nie odstępowałem Leszka nawet na krok, czym nie rzadko doprowadzałem do nieporozumień między nami. Leszek był 5 lat starszy i często zmuszany przez Dziadka do opieki nad młodszym Ziutkiem. Jak sięgam pamięciom, od najmłodszych lat zawsze spaliśmy w jednym łóżku i pod jedną pierzyną, siadaliśmy koło siebie przy stole i to On Leszek obrywał „bury” za wszystkie moje psikusy, nawet wtedy gdy nie chciał opowiadać mi bajek przed snem. Pierwsza nasza sypialnia mieściła się na „górze” nad wędzarnią, każdej nocy idąc spać, po skrzypiących drewnianych schodach nie mogłem się oprzeć, aby tam nie zajrzeć, i napawać zapachem wiszących wysoko nad moją głową , wielkich wędzonych szynek, boczków, kiełbas i cieniutkich kaszanek w gęsich jelitach ( wybacz Jezu)…Boże jak smakowały te trzeszczące w zębach-suche jak kabanosy- kaszaneczki.

Autor strony(diabeł w ludzkiej skórze-słowa mojej Mamy. W wieku 5lat
Urząd Stanu Cywilnego-SŁAWNO Leszek, Waldek(brat) za Leszkiem żona Jola.

W naszym wielkim  łóżku, kiedy już tam wlazłem to nasłuchiwałem szczekania mojego Harasa i odpowiadających mu, Warszkowskich  psów. Podziwiałem „sianokosy”, obraz wiszący nad łóżkiem. Ten obraz musiał mieć jakieś siły nadprzyrodzone…  w Warszkowie wszystko było dla mnie cudem. Czekałem na Leszka, i Jego bajkę o „Dużym i małym Borku”. Prawie każdym bladym świtem Dziadek wołał z dołu: Leszek- wstawajjjjj, Leszek: dobra już wstaję! Dziadek zamykał drzwi prowadzące z dołu na schody, a do naszej sypialni powracał błogi sen, by za „dobrą” chwilę usłyszeć, Leszek wstawaj !!!. Leszek: – JUUUŻ wstaje, wstaję!… i cisza..Historia się powtarzała. Leszek zasypiał, a ja nie, bo wiedziałem, że za chwilę usłyszę…. LECHU WSTAWAJ!! Teraz Leszek już bez słowa wyskakiwał, a Ziutek zostawał właścicielem całego cieplutkiego łózka i zasypiał szczęśliwy. Spaliśmy na materacu wypchanym słomą!!

Mnie na śniadanie „prosiła” Babcia, – jako że Dziadek z Leszkiem ostro już „orali”- oznajmiając Ziutkowi spokojnie, śniadanie czeka. A jak. Wstawałem wyspany i z wielką ochotą rzucałem się na ławę za stołem. Ale w całej tej historii, jest coś, czego nie wspominam zbyt mile, to: wilgotna pierzyna w naszym łóżku, Leszka owłosione nogi i bardzo szorstkie, białe ręczniki z niebieskim paskiem po bokach, którymi wycierałem się co rano. A myłem się w emaliowanej misce, miska umocowana była na zielonym stojaku z grubego drutu. Zawsze miałem wrażenie, że mój sen w Warszkowie trwał tylko kilka sekund! Zamykałem oczy gdy było ciemno, a gdy je otwierałem, po kilku sekundach, to już świeciło słońce! Jeden jedyny raz w Warszkowie spałem z kimś innym. Pewnej nocy wgramolił mi się do naszego łóżka wujek Waldek!!!, mało, że z zarośniętymi nogami to jeszcze w stanie wskazującym. Chrapał i woniał…Pół nocy nie spałem.

Gdy miałem dziesięć lat, po moim „przyjęciu” W 1964 roku, na którym w Chyloni-Meksyku był Dziadek z Babcią i moim chrzestnym wujkiem Romkiem, Dziadek postanowił przeprowadzić nas (Leszka i mnie) do sypialni „przylegającej” bezpośrednio do sypialni Dziadków. Mnie się tam poprawiło, Leszkowi na pewno NIE! Wystarczyło tylko, że zawołałem Dziadeeeek! A Lesiu robił się grzeczny i wściekły oddawał połowę pierzyny! A co ze wstawaniem? Leszek, jak się sami domyślacie, wyskakiwał zaraz po pierwszej wizycie Dziadka w naszej sypialni. Tę naszą sypialnię dzieliliśmy z Romkiem. A tak naprawdę to my wprowadziliśmy się do wujka, Dziadek zadecydował, że skoro częściej Go nie ma, jak jest, to my z Leszkiem z tego skorzystamy! W sypialni były dwa wygodne i wilgotne łóżka! ALE MY woleliśmy spać razem, a jak. I tu spaliśmy do końca, (ja, lat 12 a Leszek 17)!

Sypialnia ta miała dwie zalety, pierwsza to bezpośrednie wyjście na zewnątrz domu, a druga to duża spiżarnia po lewej stronie przed wyjściem! Tam Babcia trzymała setki dużych puszek z mięsem. Te konserwy robiliśmy wszyscy razem po wykopkach ziemniaków! Kobiety przynosiły i ustawiały puszki na wielkim stole. Dziadek siedział na zydelku przed jakąś dziwaczną maszyną, ustawiał puszki z mięsem, które ja Mu podawałem, na stalowym, bordowym kółku, nakładał wieczko, potem opuszczał jakieś ustrojstwo na puszkę i kręcąc niedużą korbką zamykał. Cud! A wszystko działo się na podwórku. Smak?..to mięso i ta galaretka miały SMAK

Pewnego roku gdy miałem 5 lub 6 lat, poszedłem z Leszkiem i kilkoma ciotkami na „choinkę” do szkoły w Warszkowie. Ciotka Ela dała „koncert” gry na mandolinie, a ja zobaczyłem swojego pierwszego Mikołaja i w imieniu Rodziny odebrałem z jego rąk paczkę!! Do domu wracaliśmy baaardzo długo, po drodze przewracając się w najwyższym śniegu, pośród śmiechu i wspaniałej zabawy w kompletnej ciemności.

Z wigilii w Warszkowie zapamiętałem jedynie choinkę. Przystrojona była watą, prawdziwymi świeczkami, które Dziadek przed kolacją zapalił! Na niteczkach wisiały własnoręcznie zrobione przez Babcie ciasteczka i pierniki, no i czekoladowe cukierki w kolorowych papierkach! Pamiętam też, że przebrany i uczesany przez Lucynę czekałem razem ze wszystkimi w kuchni skąd prowadziły drzwi do stołowego, na bicie wielkiego stojącego zegara, otworzyły się drzwi, za którymi stali mój Dziadek z opłatkiem i Babcia.

Gdynia 2014.10.24.–zapisałem datę, bo o to cud!

Leszek: jaki był Leszek? Leszek był kochany! Ja byłem zakochany w Leszku, kochałem Jego uśmiechnięte zawsze oczy. Pogodny i zrównoważony, bardzo ciężko pracował ( Babcia, choć przy Dziadku starała się nie pokazywać tego, bardzo martwiła się o Leszka), Leszek spajał, łączył i leczył Warszkowo.

Ostatniej nocy, przed wyjazdem Dziadka do szpitala, z którego już nie wrócił do domu, jak zwykle spałem z Leszkiem w naszej sypialni i podsłuchałem rozmowę Dziadka z Babcią: słuchaj Trudka, ja ze szpitala już nie wrócę, Babcia: Antoś!!! i płacz…Pamiętaj, abyś zawsze wspierała „dziewczyny” naszych synów, masz być zawsze po ich stronie. Pamiętaj! Dziadek już nic więcej nie powiedział, a Babcia jeszcze długo płakała.

Dziadek wrócił. W trumnie.

 

LESZEK, Z LESZKIEM, I O LESZKU!

"LESZEK"

Od lewej: Leszek i Romek BOROWCZYK, na działce Romka(chrzesny autora strony) w Słupsku-lata70-te.

Po prawej, żona Leszka Jola, z lewej bracia: Leszek i Romek, na działce Romka w Słupsku u góry 2 letni Leszek w Warszkowie.

BOROWCZYK LESZEK

OD AUTORA

BOROWCZYK LESZEK ur. w 1950 roku w Warszkowie, jako piąty syn(najmłodszy), Antoniego i Gertrudy BOROWCZYK. ożenił się z Jolą, z domu Kotaś. Ma dwoje dzieci: Adama i Anetkę.

….Poduszki były zawsze te same. Ziutek miał „jaśka”, a Leszek (ruska), wielką i ciężką. Najczęściej na „wojnę” umawialiśmy się wszyscy już w ciągu dnia, zaraz po pierwszej kłótni między nami (Leszkiem a mną)! Wkraczały wtedy Ciotki i proponowały pojedynek. Takich sprzeczek było kilkanaście dziennie. Ryczałem wtedy i przysięgałem zemstę po kolacji. Zaraz leciałem do Cioci Lucyny. To był mój ulubiony koń! Z Ciocią omawialiśmy sposób walki, potem do Babci z wiadomością o wojnie. TAK BYŁO. Pojedynek toczył się przed bramą stodoły, tam nie było kamieni i idealnie równo. Ciocia Lucyna: dziewczyna o kruczoczarnych włosach sięgających hen za pas (jej warkocz był grubości mojego uda), słusznego wzrostu trzymała się wyjątkowo mocno na nogach. Była praktycznie nie do obalenia! Niestety stajenny (ja) spadał baaardzo często i to był nasz słaby punkt. Gdy Leszek dobrze wycelował ruskiem, musiałem spaść! Nie mogło być inaczej!!! Mój koń i ja staraliśmy się walczyć tylko w zwarciu (wtedy mogłem trzepać jaśkiem do utraty tchu bez obawy, że spadnę). Siedziałem u Cioci na barana jak, się pewnie domyślacie. Gdy koń Leszka, uwaga!! Romek, Waldek a zdarzało się, że i Henryk, uciekał, by dać możliwość, dobrego zamachu Leszkowi i zwalenia przeciwnika musieliśmy biec za nimi. I tak wkoło gnojownika wśród wrzasków i śmiechu na uciechę Babci. Ale…..zdarzało się i tak, że Ziutek za często lądował na ziemi, wtedy wkraczała czujna  Babcia, krzycząc na Leszka cyt: TY KONIU JEDEN!!! Nie wal tak mocno! Ile razy bym nie spadł wygrywałem zawsze JA! Ogłaszany przez Babcię wyrok był już tylko formalnością. A nagrodą dla zwycięzcy była przejażdżka na plecach Leszka do kuchni prosto pod miskę do mycia. Dziadek na pewno popsułby ten wynik…

NA ZDJECIU ADAM, JOLA I LESZEK BOROWCZYK, ORAZ ANIA CÓRKA SIOSTRY AUTORA. ZROBIONE W RUMII W DOMU BRATA LESZKA HENRYKA.

NA ZDJĘCIU AUTOR Z ŻONĄ LESZKA JOLĄ

BOROWCZYK ANETKA

Swego czasu byłem częstym gościem w domu Leszka. Starałem się przy każdej okazji odwiedzać Leszka i Jolę. Wspaniali ludzie i atmosfera tego miejsca. Dzisiaj kontakt mam tylko z Anetką, córką Leszka BOROWCZYK. Całuję i pozdrawiam!!!

Dzisiaj dostałem kolejne zdjęcia(Ciocia!-szok), i informacje. Czekam na kilka słów!

Leszek i Jola BOROWCZYK..

Kilka zdjęć Leszka.

Jola BOROWCZYK w domu córki Anetki.

Państwo Leszek i Jola BOROWCZYK Sławno.