BOROWCZYK MIECZYSŁAW.

TRZECI SYN ANTONIEGO

BOROWCZYK MIECZYSŁAW 1937-2023

BOROWCZYK Mieczysław urodził się 26 września 1937 roku w Wielkiej Kloni, powiat Tuchola, jako trzeci syn Antoniego i Gertrudy BOROWCZYK.

Ja pamiętam wujka jako kogoś, komu nie przerywano gdy mówił.
Rodzina zwracała się do Niego z należytym szacunkiem, zawsze służył radą i zdrowym oglądem sytuacji. Jest osobą aktywną, typ społecznika, o trochę złożonej osobowości (BOROWCZYKÓW), i chłonnym umyśle. Mój Wujek. Wspaniały, dobry człowiek, który nikomu nie odmawiał pomocy.

WIELKA KLONIA

Urodziłem się 26 września 1937 roku w Wielkiej Kloni powiat Tuchola województwo bydgosko-toruńskie……

Tak zaczynają się wspomnienia Mieczysława BOROWCZYK, które mogłem przeczytać i za zgodą zacytować. Poczytajmy co pisze i jak wspomina wujek Mietek:Łatwo też można zauważyć, że najgorsze chwile naszej Polski przeżyłem, jako mały chłopiec…
swoją wiedzę ogrodniczą zdobył w województwie poznańskim w majątku generała Hallera. Do Wielkiej Klonii powiat Tuchola – do majątku, którym władał pułkownik wspomnianego generała przyjechał z mamą, oraz braćmi Henrykiem i Romualdem i siostrą Genowefą. W tym miejscu wszystko było mocno zniszczone i zaniedbane po długiej wojnie 1914r. – 1918r. Lecz dzięki dobrej pracy, dbałości oraz środków wszystko zostało doprowadzone do wysokiej kultury, szczególnie wyróżniały się: pałac, zabudowania, park i ogród, w którym pracował Tata i przydzieleni Mu ludzie”

Dalej wujek pisze tak: z naszej rodziny pierwszy opuścił rodzinny dom brat HENRYK, który polubił zawód piekarza-cukiernika. Po zdobyciu zawodu czeladnika ożenił się z Gienią Snopkowską. Mają dwoje dzieci Ziutek i Mirosława, które mają swoje rodziny w Gdyni. Drugi brat Romuald, dłużej mieszkał w Warszkowie a w Sławnie uczył się zawodu mechanika-ślusarza w warsztacie pana Kiwacza. Siostra Gienia pokochała Jurka Roguskiego i oczywiście się pożenili. Na początku mieszkali w Warszkowie a później w Sławnie. Oboje już nie żyją .JA/tu wujek pisze już o sobie/oczywiście poznałem Beninie Sylwanowicz w Sławnie. Ona swoje młode lata przeżyła w okolicach Grodna i stamtąd przyjechali do Sławna.  Tu się poznaliśmy i nasza rodzina ma już 49 lat wspólnego życia.

PONIŻEJ DALSZ CZĘŚĆ WSPOMNIEŃ!

SPECJALIZACJA.

Borowczyk Mieczysław ur. Wielka Kloni (1937-); inżynier rolnictwa; Dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego w Strzelinie. W l. 1963-1964 był wiceprezesem Rejonowej Spółdzielni Ogrodniczo-Pszczelarskiej w Sławnie. Następnie pracował w administracji rolnej – zastępca dyr. Wydziału Rolnictwa, Gospodarki Żywnościowej i Leśnictwa Urzędu Wojewódzkiego, a potem wiceprezes Wojewódzkiego Związku Rolniczych Spółdzielni Produkcyjnych w Słupsku. Dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego w Strzelinie. Od 1980 w ZSL. Członek Prezydium WK i GK ZSL.

KILKA ZDJĘĆ

MIŁEGO OGLĄDANIA

Na ręce Twoje Ciociu, składam wielkie podziękowanie. Prawdą jest, że to dzięki Tobie powstało to co powstało. Bratanek, BOROWCZYK Józef.

Ranek 14 września 1939r.

Część druga wspomnień Mieczysława.

Opadła mgła i pokazało się słońce wskazujące, że znowu będzie suchy i upalny dzień. W majątku zwykła praca i krzątanina, ale na twarzach ludzi widać ogromny smutek i przerażenie. Tu już wojna się skończyła. Majątek przejął, bez żadnego odszkodowania. W ich imieniu panoszył się niejaki Hanz Plichta! Od początku tego września powracali Polacy do swoich domów z ucieczki, którą wcześniej zalecały władze Polskie. Jednak szybciej poruszały się bandy niemieckie aniżeli furmanki uciekinierów. Powracający zgłaszali się do pracy w majątku.Nasza Mama wróciła z ta grupą uciekinierów a Tata trzy dni później z Oddziału Obrony Narodowej. Zbliżała się 9 rano w ogrodzie, gdzie Tatuś pracował, pojawił się,

niemiec w czerni a na jego czapce była trupia głowa. Na jego widok Tatuś ustawił się w rogu?, aby ciosy odbierać z przodu a nie z boku i tyłu!! Nie bili Go. Ustalili dane personalne oraz przetrząsnęli kieszenie. Znaleźli tam drewniany krzyżyk, medalik Najświętszej Marii Częstochowskiej, nóż ogrodniczy i drobiazgi. Niemiec powiedział, że te drobiazgi nie uratują cię od śmierci i my to uczynimy, bo skazała Cię rzesza niemiecka i tego dokonamy. Na te słowa brat Henryk podał mnie Tacie i jak to się okazało był to dobry moment- niewygodna sytuacja. Tatuś dowiedział się od nich, że powodem jego śmierci będzie demonstracyjne manifestowanie polskości wśród Niemców, zamieszkujących tereny Wielkiej Kloni przez wybuchem wojny. Ci Niemcy uznali go za swojego wroga i polecili Naszego Tatusia zgładzić!

Sytuacja jaka nastąpiła teraz- brat Henryk podał mnie dwulatka Tatusiowi i to spowodowało, że wstrzymali tą egzekucję i zawieźli Go do więzienia w Tucholi. Stamtąd wywożono codziennie około 40 osób na tzw. „Rucki-Most” Gdzie mordowano Tych Polaków! Skazańców ustawiano nad wcześniej wykopanym rowem a młodzi Niemcy /17-19lat/podpici strzelali w tył głowy skazańców!!!!!!!!! Wołając „kopfschus”. Wcześniej mordowali bronią maszynowa, ale to był mało skuteczny sposób uśmiercania.Tatuś czekał w wiezieniu 7 dni na swoją kolejkę, a w tym czasie na gestapo zgłosił się Hans Plichta mówiąc, że bardzo pilnie potrzebuje ogrodnika. Wychodząc na wolność Tatusiowi Niemcy zwrócili drewniany krzyżyk i medalik . Było to później bardzo zabezpieczone. O tym zdarzeniu w domu nigdy nie rozmawiano. Kiedyś w 1949r. Jechaliśmy do Torunia /rodzina Taty/ Mijając miejsce mordu w „Ruckim-Moście Tatuś opowiedział Mi, że Dobry Bóg i wasze prośby uczyniły inaczej niż planowała to mordercza nacja. Z tej okazji gdy już mieszkaliśmy w Warszkowie w rocznicę tego dnia zaprzęgał konie do bryczki i jechał do kościoła na Mszę Świętą, do spowiedzi i przystępował do Komunii Świętej.

Wracam do 1942r. Tatuś dostał pomocnika do pracy w ogrodnictwie. Był to pilot angielski Frank Jouss. Dostał się do niewoli szwabskiej jeszcze w 1939r. Bardzo miły człowiek, starał się nauczyć mnie języka angielskiego.. Dużo mówił o Anglii, żeglarstwie, oraz o sportach zwłaszcza piłce nożnej i boksie.1945r. Straszny czas opanował Naszą Rodzinę BOROWCZYK. W tym czasie przyjechali do Nas żołnierze radzieccy po Naszego Tatusia i zabrali Go za Rygę! Jednak czuwał nad Nim Bóg i nasze prośby, że po 10 miesiącach powrócił do domu. Była to wielka radość, ale jak się okazało przywiózł ze sobą ciężką gruźlicę, którą leczył i wyleczył a reszta Naszej Rodziny przechodziła regularne badania. Już kilka dni po powrocie Tata zadecydował, że nie szukamy winnych – wyjeżdżamy z tąd jak najszybciej i na zawsze! Na Ziemie Zachodnie. W miejscowym urzędzie ustalił, że pojedziemy do miejscowości Warszkowo powiat Sławno.

Jazda dla dorosłych nie była łatwa ponieważ mieli stałe zajęcia: żywienie Rodziny oraz opieka nad dziećmi i zwierzętami. Mieliśmy z sobą krowy Wisłę jej córkę Wartę, oraz maciorę. Na dworcu w Sławnie witał nas Tata /gorąco i serdecznie/, wiadomo byliśmy radośni i szczęśliwi bo przeżyliśmy w pełnym komplecie niemieckich ludobójców!! Od tego czasu Nasza Rodzina była w końcu na swoim i mogła się spokojnie rozwijać. Dodam tylko, że tatuś kupił gospodarstwo, natomiast stale krążył wokół ogrodnictwa.

W Warszkowie zastaliśmy jeszcze Niemców!? Mianowicie dziadek Fritz i jego wnuczki Hanna lat 19 i Inga  lat 15. Te istoty musieliśmy szanować bo…taka była wola naszych Rodziców.

niemce chętnie Nam pomagali- a jakże- Po roku wspólnego życia nadszedł czas rozstania..oni mocno płakali i nam też było smutno !?!?!?..bo tak jest u nas dobrych Ludzi.

Od początków tego września powracali Polacy do swoich domów, gospodarstw i mieszkań, z ucieczki, którą wcześniej zalecały władze polskie, jednak, szybciej poruszały się wojska niemieckie, jak furmanki uciekinierów! Nasza mama wróciła razem z dziećmi, a trzy dni później wraca Tatuś, z resztą oddziału Obrony Narodowej.

Była godzina 9 rano, jak wspominał Tatuś, gdy w ogrodzie w którym pracował pojawił się niemiec w czarnym mundurze, z trupią czaszką daszku. Niemiec nie uderzył Tatusia, tylko spisał dane personalne i kazał opróżnić kieszenie.Znaleźli tam:nóz ogrodniczy, różaniec, medalik z Matką Boską Częstochowską i nic nieznaczące drobiazgi. Po rewizji niemiecpowiedział”te medaliki nie uratują Cię przed śmiercią i my to zrobimy, bo skazała Cię rzesza niemiecka”, Gdy niemiec jeszcze szwargotał, brat Henryk podał mnie Tacie i jak się okazało, był to dobry moment-niewydodna dla niemca sytuacja. Wtedy niemiec powiedział Tatusiowi, że C.D.N.

Wielka Klonia 1942 rok, rodzina Antoniego BOROWCZYK na  uroczystości „przyjęcia” Romka. Na zdjęciu od lewej: Babcia Gertruda, Romek, Gienia, Henryk, rząd dolny: Waldemar, Mieczysław i Antoni BOROWCZYK. Z pieskiem rasy ratler.Kim jest pani stojąca za Romkiem, nie wiem. Prawdopodobnie matka chrzestna Romka, Występuje z Babcią, na kilku innych zdjęciach.

 

Borowczyk Mieczysław

stoi w dolnym rzędzie pośrodku.

BOROWCZYK Mieczysław był posłem, z ramienia Z.S.L. W Słupsku. Oto wyniki głosowania.

Pamiętnik Wujka Mieczysława

Zapraszam

Zamiast przepisywania tekstu tego pamiętnika, postanowiłem pokazać Wam oryginały stron.

P1030423Mietek i Benia1
Odtwórz wideo

Na zdjęciu Mieczysław BOROWCZYK z żoną Benią.

POPROSIŁEM KIEDYŚ EWĘ O KILKA SŁÓW O OJCU MIECZYSŁAWIE , TAK NAPISAŁA EWA

Ewa Borowczyk, pisze o Ojcu:

درد، درد بزرگ

Odkąd pamiętam byłam „córeczką Tatusia”. Może dlatego, iż Witek w dzieciństwie bardzo chorował i ta pępowina łącząca Go z Mamą , myślę, że trwa do dziś. Natomiast z Tatą łączył mnie specyficzny kontakt. Chyba chciał, żebym była chłopcem- z racji temperamentu, pewnego szaleństwa, takiej Zosi Samosi, która wszystko spróbuje, będzie z chłopakami grać w piłkę, czy w Wyścig Pokoju kapslami. Dlatego, ilekroć Mamy nie było przy mnie- może jakieś wyjazdy, wywiadówki, nie wiem, opiekował się mną Tato. Pamiętam, ze zabierał mnie na pola, pokazywał zboża,…..rowy melioracyjne itp. rzeczy. Mnie to naprawdę interesowało!. Słynna elektrownia wodna w Żydowie. To było coś ! Czasami odprowadzał mnie do przedszkola, bądź odbierał. Z tym łączy się pewna anegdota. Panie w przedszkolu wiedziały kiedy Mamy nie ma w domu, ponieważ Tato mnie czesał, a dokładnie plótł warkocze. Po pierwsze robił to strasznie długo, a po drugie tak mocno je ( włosy) ściągał, że robiły mi się „skośne oczy”. Ale co to była za frajda- Ojciec w przedszkolu! Przyznam się, ze niewiele jest takich chwil. Rodzice widząc jaką jestem samodzielną dziewczynką dali mi dużo swobody: dziesiątki zainteresowań, różnego typu koła, Ognisko Muzyczne, przyjaciele- nawet wśród Cyganów, do których pozostał mi sentyment. Tato nigdy nie był wylewny. Zazdrościłam koleżankom, ze mogą np. usiąść ojcom na kolanach, „wyzwierzyć się”. Ja tylko raz pozwoliłam sobie na to. Już w Słupsku. Zamiast pójść na Andrzejki z kumplami, spędziłam czas z Ojcem. Mamy nie było. Tato postarał się. Zrobił sałatkę warzywną i jabłecznik, totalny zakalec (sic!). I morze nalewek, które wtedy robił. Taki miks nie był zbyt korzystny dla mojej głowy, jednakże pomógł naszym relacjom. Skończyło się tak jak chciałam: siedziałam na kolanach Taty, powiedziałam Mu o ojcu Szymona ( Mama nie wiedziała), zasmarkałam Mu koszulę i….byłam szczęśliwa. Szkoda, ze tego nie pamięta. Bardzo mi Jego brakuje. Wiem, powiesz: ale żyje. Tak, to prawda. Ale to nie jest On. Dobry, wrażliwy i cholernie uczciwy człowiek. Była kiedyś taka sytuacja. Moje czasy w liceum. Przyjaźnię się z dziewczynami, których rodzice mają tzw. biznesy. Tato na eksponowanym stanowisku, a ja chodzę w farbowanej tetrze ( wiesz co to jest?), zero Peweksu, spodnie dżinsy, na które częściowo zapracowałam malując….krowy na ścianach ( wystawa). Trochę się buntowałam. Dlaczego nas nie stać na różne przyjemności, dlaczego tato mając takie stanowisko nie wykorzystuje tego. Wiem, było to wredne, ale smarkuli wydawało się normalne. I wiesz co Tato mi odpowiedział? Że ma spokojne sumienie i może od razu zasypiać, a na drugi dzień spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie, że jest się „spoko”. Dotarło to do mnie i było mi wstyd. I jeszcze jedno wspomnienie. Dwa razy widziałam Ojca płaczącego. Raz, kiedy Polak został Papieżem i drugi, kiedy Dziadek Antoni umarł. Teraz z perspektywy lat myślę, ze miałam fajne życie z Rodzicami. Normalne, bez jakiś specjalnych wzlotów i spektakularnych upadków. Kocham mego Tatę i serce mi się kraje jak widzę Jego starzenie się. Fizyczne i umysłowe. Zamyka się w sobie. Jest mi z tym źle. kiedy Polak został Papieżem i drugi, kiedy Dziadek Antoni umarł. Teraz z perspektywy lat myślę, ze miałam fajne życie z Rodzicami. Normalne, bez jakiś specjalnych wzlotów i spektakularnych upadków. Kocham mego Tatę i serce mi się kraje jak widzę Jego starzenie się. Fizyczne i umysłowe. Zamyka się w sobie. Jest mi z tym źle. kiedy Polak został Papieżem i drugi, kiedy Dziadek Antoni umarł. Teraz z perspektywy lat myślę, ze miałam fajne życie z Rodzicami. Normalne, bez jakiś specjalnych wzlotów i spektakularnych upadków. Kocham mego Tatę i serce mi się kraje jak widzę Jego starzenie się. Fizyczne i umysłowe. Zamyka się w sobie. Jest mi z tym źle.

Mieczysław i Józef BOROWCZYK. Słupsk 2020rok.