MOJE MAŁE WARSZKOWO
Od marzeń do stworzenia i zaczarowania mojego miejsca na Kaszubach. Tu żyję wspaniale, bo jestem u siebie…


ROK POWSTANIA
1989

REMONT DOMU
2015-2018

ROK PRZEKAZANIA
2022
Od marzeń do stworzenia i zaczarowania mojego miejsca na Kaszubach. Tu żyję wspaniale, bo jestem u siebie…
1989
2015-2018
2022
Sulęczyno – duża kaszubska wieś letniskowa w Polsce położona w województwie pomorskim, w powiecie kartuskim, w gminie Sulęczyno na Pojezierzu Kaszubskim, nad rzeką Słupią. Pierwsze wzmianki o Sulęczynie pochodzą z roku 1224. Miejscowość należała początkowo do kasztelanii w Chmielnie. W 1365 roku wieś stała się własnością Piotra z Rusocina.
Sëlëczëno-po Kaszubsku!
MOJE MAŁE WARSZKOWO
Kiedy podróżowałem z kolegami „stopem” po Kaszubach, Warmii, rzadziej po Mazurach, bardzo ciekawiły mnie prywatne domy nad jeziorami. Widząc coś ładnego, starałem się wyobrazić siebie w takim miejscu. Z czasem, przerodziło się to w obsesję, taki rodzaj…opętania. Gdy poszedłem na morze, i zaczynałem zarabiać „pieniądze”, to to marzenie, jeszcze bardziej utrwalało się w moich myślach. Marzyłem o domu samotnym, na odludziu, koniecznie w lesie i blisko jeziora. Jak najdalej od ludzi. I dzisiaj najlepiej czuję się sam. Świadomy wybór, to nie zrządzenie losu, To moja decyzja na życie. To efekt odczuwanego zagrożenia.
Skłonność do towarzystwa pozostaje u każdego człowieka mniej więcej w stosunku proporcjonalnym do jego wartości intelektualnej i stwierdzenie on jest nietowarzyski oznacza, że ma On wybitne cechy.(Schopenhauer)
Tu odzyskałem wielki spokój, bo nie słucham, co kto mówi, robi i głośno myśli. Słucham Siebie. Wszystko co tu słyszę i widzę jest prawdą.
Samotni, przez lata budują swe gniazda, swój dom. Gdzie ład i porządek i miłość, i cisza, i spokój. I sąd sprawiedliwszy o własne poglądy i sąd. I głupców tu nie ma, bo życie się toczy na boku.. A świat, którym raczył obdarzyć mnie dobry mój Los, rozległy jak pola i rwący jak morskie fale.
Sam na sam z moimi wnukami. Jedyną moją rolą tu, jest bycie Dziadkiem. Nieprawdopodobna biskość między nami. Jest nam tu cudownie dobrze.
W połowie lat 80, postanowiłem skorzystać z okazji, i zatrudniłem się, jako dyspozytor w Bazie Transportu, P.L.O. Miałem pod sobą, ok. 60 ciągników siodłowych,(100kierowców) przystosowanych do przewozu kontenerów. Kursy po całej Europie. Chciałem odpocząć, od biznesu, uspokoić nerwy no i „pobyć” w domu! .Teraz pracuję od 8 do 15, i o to mi chodziło. Jestem w domu. Dlaczego wspominam o tym? Ano dlatego, że kierowcy tych tirów, pomogli mi w „załatwieniu” tego letniego domu. Wtedy wszystko się załatwiało, nie kupowało, załatwiało! Dałem łapówkę i dom w Kościerzynie, był do odbioru, wraz z ekipą składającą chałupę! Dom jest w połowie drewniany. W zamian kierowcy jeździli, gdzie chcieli i kiedy chcieli. Szwagier jednego z nich pracował w zakładach produkujących takie domy.
Za jeden metr ziemi płaciłem równowartość :0,5$. Dalej opiszę całą historię tego skrawka ziemi, tak drogiego dla mnie.
Za dom zapłaciłem ok. 800 dolarów. nie wliczam, pozostałych wydatków, np: studnia głębinowa, itp
Rozpoczynam przygodę mojego życia, sam, absolutnie sam remontuje całkowicie cały dom! Nieprawdopodobna frajda i satysfakcja, oraz niekłamana duma.
Jak każdy sznujący się BOROWCZYK, często sam robię wędliny Wędzarnia pod wezwaniem Franka zadymiacza!
Tylko tu, serwuję moim krwiopijcą posiłki na zmówienie.
24 marca 1989 roku, kupiłem działkę, od Stanisława Hincy.
Za działkę o wielkości 726m zapłaciłem 726 000zł. Działki były trzy, mniej więcej o równej wielkości.
W roku 1989 po następnych reformach i hiperinflacji dolar poszedł skokowo do góry. Na początku 1989 roku kosztował jeszcze kilkaset zł, w lecie doszedł do 3000 zł, a na jesieni (październik) dobił do rekordowej wysokości 14000 zł. Wygląda na , że za 1metr ziemi płaciłem ok. o,5 dolara. Po kilku miesiącach, Urząd Skarbowy, nie dał wiary tej kwocie i dowalił mi domiar. Jaki już nie pamiętam.
Historia kupna działki: pracując w bazie transportu Polskich Linii Oceanicznych, usłyszałem pewnego razu, jak „moi” kierowcy rozmawiają o działkach letniskowych na Kaszubach! Jak rażony prądem wyskoczyłem z za biurka, panowie gdzie są te działki!? Od słowa do słowa, otrzymałem propozycje pojechania i zobaczenia omawianych działek. Na miejscu, gdy koledzy oglądali ziemię, ja odszedłem na bok zobaczyć pole obsiane oziminą, którego część otoczona była z trzech stron lasem. Jezioro w dole w odległości ok. 300metrów. Stałem jak zauroczony. Gdyby tak wyciąć, właśnie ten kawałek, na „oko”, jakieś 2500 merów! Tylko jak to zrobić? Pomarzyć dobra rzecz. Wróciłem do towarzystwa i Wróciliśmy do „pracy”, do bazy. Opowiedziałem o wszystkim Halince, postanowiliśmy w nadchodzącą niedzielę pojechać tam jeszcze raz. Jest niedziela, jedziemy całą rodzinką oglądać działki. Dokładnie TĄ działkę. Gdy wjeżdżamy do wioski zauważam idącego poboczem człowieka, ubranego „na bojowo” i w kaloszach, słowem tutejszy. Zatrzymuję malucha i pytam: panie gdzie tu mieszka Stefan(nazwisko prawdziwe), ów Stefan był właścicielem oglądanych wcześniej działek. A co pan od niego chce? Pyta Kaszub, podobno ma działki na sprzedaż, odpowiadam. Ja też mam działki które mogę sprzedać! Wsiadaj Pan, mówię zobaczymy! Wyobraźcie sobie zajechaliśmy na moje pole!!! Panie, pytam, a czy można by kupić tylko ten kawałek otoczony lasem? Można, a
dlaczego nie! Można. Tylko nie wiem, czy gmina pozwoli panu to kupić? To mnie Kaszeba zastrzelił. No nic, widzieliśmy, pogadaliśmy a ja wiedziałem, że tej nocy długo nie zasnę. W poniedziałek rano jestem w pracy. Znajomemu kierowcy opowiadam, co, jak i gdzie. Józek ja ci to załatwię. Dowiedz się tylko dokładnie o co chodzi, bym wiedział jak z nimi w Sulęczynie gadać! Pojechał i załatwił! Jedź i kupuj, wszystko załatwione! I tak było. Krzysztof jeździł gdzie chciał i kiedy chciał. A i do pracy chodził jak chciał. TAK BYŁO. Kiedy przyszło do kupna ziemi, gmina kazała podzielić ten kawałek ziemi na trzy działki! Dlaczego? Ano dlatego, że za komuny działka powyżej 2000m. Dla jednego właściciela to, fanaberia i coś niemożliwego! Jednym słowem: działki i dom kupiłem za „ŁAPÓWKI”, jakie dostałem od kierowców za dobre kursy!. Gdy przeszedłem po dwóch latach do załóg pływających, to już na pierwszej wizycie u mustrującego musiałem dać 100 dolarów. Teraz, to ja płaciłem za „dobre” statki, oczywiście tylko po Bałtyku! Niestety nie tylko.
Mógłbym opisywać tak jeszcze długo! 2020.05.
Przyjechali w pięć osób, Każdy wiedział co ma robić, i dom rósł błyskawicznie. Ja codziennie rozwijałem przez pola 500 metrów elektrycznego kabla, aby zabezpieczyć fachowcom prąd, na budowie! Wieczorem kabel zwijałem jeżdżąc maluchem po miedzach. W dzień pracowali, wieczorem pili. Ja wieczorem wracałem do domu grubo po północy. Koło południa wracałem na budowę. Z domu do domu mam, ok.75km. Razy dwa to 150. A benzyna na kartki, ale od czego są koledzy. Drewniany dom postawili na wymurowanym garażu, z bramą i oknami. Stolarka z Olsztyna. po tygodniu dom stał, wiechę popiliśmy kilkoma butelkami Wyborowej, fachowcy, Tatuś i ja. Na drugi dzień obudziłem się w opakowaniu z kantówką pod głową! Nie wiedziałem, gdzie góra, gdzie dół!!
Ekipa po wypłacie wróciła do Kościerzyny, a ja zostałem sam. Wspaniałego, nie znanego mi wcześniej uczucia doświadczyłem w tamtej chwili. Tylko ja i mój wyśniony dom. Wszystkie ściany wykonane z boazerii, należało przeszlifować i przygotować do malowania. Dzielnie pomagał mi Tatuś. Boazerię czyściliśmy szkłem ze zbitych żarówek!? Czemu? a niby skąd papier ścierny? w sklepach nie było! Uczyłem się teraz jak trzymać młotek i piłę. Poznawałem wszystko od podstaw, a że bardzo tego chciałem z biegiem czasu z lepszym, lub gorszym skutkiem podołałem.
Początki były iście spartańskie, chodziliśmy rano i wieczorem myć się do jeziora, a wracając przynosiliśmy wodę w wiadrach do domu. Gotowanie na kuchence gazowej(turystycznej), prąd założono w roku następnym. Rok później pod dom gospodarz podstawiał nam beczkowóz z wodą! Kanalizację zrobiłem po kilku miesiącach, wykopałem szambo, zamontowałem sedes. I dopiero po trzech latach od postawienia domu zleciłem wykopanie studni głębinowej. Trzy osoby kopały i wierciły studnię, przez blisko miesiąc. Dzisiaj studnia ma 74 metry głębokości, pompa zawieszona jest na głębokości 35 metrów. Możecie nie wierzyć, ale ta woda ma wspaniały smak, no i mamy jej pod dostatkiem i to tylko dla siebie. Teraz hydraulik mógł zamontować hydrofor, i rozprowadził wodę po całym domu. Koszt wykopania takiej studni to 800 dolarów. Wszystkie potrzebne akcesoria do rozprowadzenia wody miałem ze stoczni, gdzie skrzętnie gromadziłem wszystko co potrzebowałem na działce. Nawet łóżka, kratki ściekowe z nierdzewnej stali, zrobiono mi w stoczniowej stolarni. Wszystko to za alkohol i kawę!
Wannę na działkę 170cm. przywiozłem z Pucka! To był początek lat 90-tych! Naprawdę w sklepach nie było niczego i najlepsze zakupy robiliśmy jeżdżąc po kaszubskich wioskach, jedynie tu można było jeszcze coś „wykopać”, kanapę i fotele wiozłem na bagażniku malucha z Gościcina za Wejherowem!!! Samobójstwo. W Gdyni bagażnik odmówił posłuszeństwa(rozsypał się), i zmuszony byłem zawieść to bagażówką z postoju. Któregoś roku na naszym osiedlu w Gdyni, zakładano wodę do osiedlowych garaży, no to Ziutek „załatwił 6 rur ocynkowanych 5 metrowych z których zrobili mi Kaszubi zadaszony wjazd na działkę, zrobili za darmo, bo..za usługę zapłaciłem elektrodami do spawania a te z kolei miałem ze stoczni za butelkę wódki!
Bejcę do malowania domu(palisander), kupowałem w Pewexie. Wszystkie lakiery do malowania boazerii i podłóg załatwili mi kierowcy, żona jednego z nich pracowała w spółdzielni mieszkaniowej jako magazynier i miała dostęp do takich materiałów. Cement i wapno nie do dostania w sklepie, na działkę zawieźli mi kierowcy z własnych budowanych domów! Dach, blacha ocynkowana, zorganizowała Halinka w firmie w której pracowała. Ja tą blachę „dałem” do trapezowania w Rumii i po dziesięć arkuszy woziłem na działkę, a było tego około setki. Wcześniej zjeździłem całe Kaszuby, żeby dostać choć eternit. Za dużo chciałem! Jako ciekawostkę powiem, że za jednego dolara w tym czasie można było kupić 100 cegieł!!!
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
20 Czerwca 2022 roku, przekazałem notarialnie, na ręce syna Michała BOROWCZYK, prawo własności działki, z zastrzeżeniem, że przekaże to prawo swojemu synowi Franciszkowi BOROWCZYK, z dniem ukończenia przez Franka 18 lat! Wchodzi zmiana pokoleniowa, do WARSZKOWA. Kiedy powiedziałem o tej decyzji Michałowi, to rozżalonym i poirytowanym głosem odpowiedział: Ja odmawiam sobie wszystkiego i jeszcze będę musiał zapłacić podatek od spadku!?? A jest bardzo dobrze zarabiającym ojcem Franka. Bardzo przykro mi się zrobiło..ten ton w jakim zwracał się do mnie. Zgroza.
BOROWCZYK HENRYK Jest 20 Listopada 1928 roku. Rok po ślubie Antoniego i Gertrudy BOROWCZYK- przychodzi na świat w Gordanowie ich pierworodny syn Henryk. Matka: Gertruda Borowczyk z domu Dłużyńska ma lat 18 a ojciec Antoni BOROWCZYK lat 20. Metryka urodzeniaGordanowo 55/1928 r. Henryk jest wnukiem Józefa i Pelagii. Mężem Genowefy…
© Copyright: MOJA RODZINA BOROWCZYK Z WARSZKOWA - 2022. Wszelkie prawa zastrzeżone. Zaprojektowany i opracowany przez BOROWCZYK JÓZEF.