Jest 20 Listopada 1928 roku. Rok po ślubie Antoniego i Gertrudy BOROWCZYK- przychodzi na świat w Gordanowie ich pierworodny syn Henryk. Matka: Gertruda Borowczyk z domu Dłużyńska ma lat 18 a ojciec Antoni BOROWCZYK lat 20. Metryka urodzeniaGordanowo 55/1928 r. Henryk jest wnukiem Józefa i Pelagii. Mężem Genowefy Snopkowskiej z Grabkowa. Ojcem Józefa i Mirosławy. Dziadek i przyjaciel wnuków: Łukasza i Michała, Ani i Tomka. Pradziadek: Antoniego, Franciszka, Agatki, Ewy i Marty BOROWCZYK. Zmarł 2012–08 – 05. Żył 84 lata. Przepracował 40 lat na morzu, w Dalmorze!
WIELKA KLONIA 1940 ROK. OD LEWEJ NA GORZE: GIENIA-BABCIA GERTRUDA HENRYK-ANTONI-ROMUALD-NA KOLANACH MAMY SIEDZI WALDEMAR OBOK STOI MIECZYSŁAW B O R O W C Z Y K. W MIĘDZYCZASIE UMARŁO BOROWCZKOM TROJE DZIECI.
BOROWCZYK Henryk urodził się 20 listopada 1928 roku w Goranowie, w domu rodzinnym swojej matki Gertrudy Dłużyńskiej(Borowczyk), dom należał do majątku ziemskiego, którego zarządcą był ojciec Gertrudy, Robert Dłużyński. Zarządcą nie właścicielem. W 1930 roku rodzina przenosi się do Unisławia, tu na świat przychodzi młodszy brat Henryka Romuald. W1934 roku, przeprowadzają się do Sarnowa. Tu z kolei rodzi się trzecie dziecko Antoniego i Gertrudy-Genowefa Antonina BOROWCZUK.W 1935 roku wraz z rodzicami i rodzeństwem przenosi się go Gorzuchowa, wsi należącej do majątku Generała Hallera. U generała Antoni BOROWCZYK otrzymuje zatrudnienie jako kamerdyner do opieki nad gośćmi generała, czasami podaje też do stołu, gdy zachodzi taka potrzeba. W latach 1935-1936 Henryk uczęszcza do szkoły podstawowej w Robakowie, wsi w pobliżu Gorzuchowa. W 1937 roku wraz z całą rodziną przeprowadza się do Wielkiej Klonii, gdzie mieszka do zakończenia drugiej wojny światowej. W 1945 roku, przeprowadza się do Warszkowa-20km. od Słupska. Na Ziemie Odzyskane. W Sławnie poznaje Genowefę Snopkowską, z którą bierze ślub i zakłada swoją rodzinę a ich pierworodnym dzieckiem zostaje autor tych wspomnień BOROWCZYK Józef ur. w 1954roku w tym że Sławnie.
WARSZKOWO
MÓJ BOHARER
BOROWCZYK HENRYK
Prawie nie znałem swojego Tatusia! Wspominanie Ojca; u mnie zawsze są to momenty trudne i z biegiem czasu coraz bardziej wzruszające. Moje dzieciństwo ojciec spędził na morzu. Nie było Go w domu. Był to czas gdy nikt nie dmuchał w moje skrzydła. To był okres kiedy naprawdę potrzebowałem jakiejkolwiek przeciwwagi! Pamiętam ciepłą, dużą i spracowaną dłoń Tatusia, naszą prawdziwie wierną przyjaźń, Jego prostotę, szczerość i otwartą wesołość. Taki typowy, do bólu normalny, żyjący swoim tempem żeby nie napisać nudny! Z dużą osobistą wrażliwością. Tatuś przez lata te dobre i gorsze szukał Boga i pozwalał się znajdować! Kiedy był w domu, zawsze chodziliśmy całą rodziną do kościoła, był w moim życiu wielkim nieobecnym. Dzisiaj są to wspomnienia pełne emocji. Niestety nie z za jego nogawek wtedy poznawałem świat. Był szczerze skromny. Absolutnie wierzył w to co robił.
Wielki nieobecny mój bohater! Byłem przy Ojcu do jego ostatniej chwili gdy umierał…
BOROWCZYK HENRYK Z SYNEM.
KILKA FAKTÓW Z ŻYCIA MOJEGO OJCA.
Tatuś, byłeś bohaterem mojego życia.
Mój Tatuś, BOROWCZYK Henryk był wielkim miłośnikiem i „znawcą” koni. Konie przywoływały Tatusiowi dzieciństwo i jedyne pozytywne wspomnienia-to jest jak napiętnowanie chłopca! Zawsze związany uczuciowo z Mamą Gertrudą! Ostatnie sekundy przed śmiercią gdy trzymałem Ojca za dłonie, wymawiał tylko- Mama POMÓŻ, Mama POMÓŻ. Ojca Antoniego wspominał jako bardzo nerwowego i zaborczego…kochał zwierzęta, ludzi prawych i prawdziwych. Miał dar rozpoznawania dobra, …. ale, nie potrafił przeciwstawiać się bylejakości u innych. Bardzo kochał nasze nazwisko. Codziennie gdy modlę się rano i wieczorem do Pana Boga pozdrawiam Ojca jego słowami, którymi zawsze witał mnie, przy każdym naszym spotkaniu , podobnie jak Leszek i Dziadek Antoni,
Cześć Panie BOROWCZYK
Ja mojego Ojca poznałem dopiero po Jego śmierci…
WIELKA KLONIA 1942 ROK. PRZYJĘCIE ROMKA. OD LEWEJ: BABCIA GERTRUDA, ROMEK, BOŻENA, ANTONI(PIESEK NA KOLANACH ANTONIEGO PRZYJECHAŁ W 1954ROKU WRZA Z CAŁĄ RODZINĄ DO WARSZKOWA), PONIŻEJ STOJĄ WALDEMAR I MIECZYSŁAW. HENRYK STOI ZA OJCEM.
Sławno 1947rok
Sławno 23-01-1949rok
MOI RODZICE-BRAWO MY!!!
Rejestracja Ślubu moich Rodziców odbyła się: w 1951-02-01 w Urzędzie Stanu Cywilnego w Sławnie. Nr. 7/1951r.
HENRYK I GENOWEFA
POZNANIE
1947 rok, Sławno, szkoła zawodowa, to tu poznają się moi rodzice! Henryk ma lat 20 a Gienia 16.Snopkowska Genowefa z Grabkowa. Sławno 1948rok. Tu na zdjęciu ma 16 lat. „Z dedykacją Mojemu Kochanemu Heniowi”.
Poznałam mojego męża Henryka BOROWCZYK w szkole, do której razem uczęszczaliśmy. Któregoś dnia Henryk podszedł do mnie i zaproponował, że odniesie mi teczkę z książkami do domu. Po kilku tygodniach zaczął odwiedzać mnie w domu. Henryk, będąc uczniem w
szkole, był też uczniem w piekarni u niejakiego p. Godzieskiego w Sławnie, gdzie miał swój pokój na piętrze. Wspominał mi kiedyś, że Antoni bardzo chciał ożenić go z córką właściciela tejże piekarni. Podobno pewnego dnia rodzice Henryka przyjechali do niego, by porozmawiać o tym
Tatuś z mamą. Sławno 1952 rok. Plutonowy Borowczyk uciekł z jednostki w Prostyni(służył w jednostce łączności) żeby zobaczyć się z żoną! KOZAK! Zrobić to w tych czasach! KOZAK.
małżeństwie i dowiedzieć się co myśli o tym związku. Jak mieli mu wyjawić podczas rozmowy-narady- otrzymali już zgodę w właściciela piekarni i jego córki! Henryk miał odpowiedzieć Ojcu Antoniemu, że kocha Gienie. Nigdy więcej Antoni nie naciskał na syna w tej sprawie… Pewnego razu przed ślubem, Henryk zaprosił Genie na spacer po Słupsku, na spacerze wstąpili do jubilera, gdzie kupił narzeczonej i sobie obrączki. Obrączka Geni miała próbę 585 a Henryka 333, bo na tyle tylko starczyło kawalerowi pieniędzy. Dwa miesiące później do domu Geni w Sławnie przy ul. Jedności Narodowej 20 zajechali Antoni i Gertruda z Henrykiem, i to wtedy nastąpiły oficjalne zaręczyny Henryka z Genią Snopkowską. Okres narzeczeństwa trwał około roku. 2 lutego 1950r. Rodzice biorą ślub w Sławnie i tego samego dnia Henryk przeprowadza się do żony. Para nowożeńców pojechała do kościoła wolantem zaprzężonym w cztery konie. Wolant był własnością Gminnej Rady Narodowej w Sławnie. Rodzice Henryka spóźnili się na uroczystość kościelną z powodu źrebiącej się klaczy! Wesele odbyło się w domu panny młodej. Ze strony Henryka na weselu byli jego rodzice i prawdopodobnie ktoś z rodzeństwa. A pannę młodą reprezentowała mama Feliksa i jej brat Felek Szaradowski, oraz siostra mamy Danuta Nojman, z mężem Czesławem . Był też Przewodniczący Rady Narodowej i Dowódca straży pożarnej. Wesele trwało trzy dni…..Przed ślubem Henryka, ojciec Antoni miał często odwiedzać, z dużą torbą siedzibę W.K.U. W Sławnie (Wojskowa Komenda Uzupełnień) by odroczyli służbę wojskową synowi. Już po ślubie Henryk bardzo szybko zaprzyjaźnił się z mundurem. Tatuś zawsze bardzo mile wspominał okres spędzony w wojsku, jednostka łączności. Przysięga odbyła się w Prostyni w okolicach Wałcza. Dopiero trzy lata po ślubie i rok po powrocie Ojca z wojska przychodzi na świat Józef. Moje narodziny przebiegały z dużymi problemami….
NARZECZENI- RODZICE AUTORA HENRYK Z ŻONĄ. Moje ulubione zdjęcie rodziców. 1952rokNa odwrocie tego zdjęcia: Swojemu Najdroższemu Heniulkowi-Gienia-Sławno 14-02-1950. Zdjęcie zrobił Braciszek zakonnik.
Na zdjęciu z prawej Henryk Borowczyk z Gienią Snopkowską, jak narzeczeni. Zdjęcie zrobione w sławieńskim parku w 1952 roku. WSPANIALE.-BRAWO. MY
Rejestracja Ślubu moich Rodziców odbyła się: w 1951-02-01 w Urzędzie Stanu Cywilnego w Sławnie. Nr. 7/1951r. Ślub odbył się w kościele, pod wezwaniem N.M.P. w Sławnie tego samego dnia.
HENRYK I GENOWEFA BOROWCZYK
HENRYK I GENOWEFA MIELI DWOJE DZIECI: JÓZEFA I MIROSŁAWĘ
NASZ DOM W
SŁAWNIE
SŁAWNO 1950-1961
WEJŚCIE Z ULICY DO NASZEGO DOMU.
To musiał być Listopad, lub pierwsze dni grudnia, na brudnym sławieńskim chodniku leżał mokry na wpół roztopiony śnieg. Ja siedziałem na drewnianych sankach z oparciem, przede mną Tatuś w długim brązowym płaszczu skórzanym i mój wielki podziw dla Jego siły. To są moje pierwsze wspomnienia z dzieciństwa. Na zdjęciu po lewej dom w Sławnie, przy ulicy Jedności narodowej 20, dom w którym Tatuś Henryk zamieszkał po ślubie (1950) z żoną Genowefą Snopkowską, a dokładnie to wprowadził się do mamy i jej matki, a mojej babci Feliksy Snopkowskiej.Mieszkaliśmy tu razem z siostrą Mirosławą, rodzicami i babcią do czasu „przeprowadzki”, do Gdyni. Jak sięgam pamięciom, Tatuś miał w Sławnie swoją piekarnię, którą po kilku latach komuniści mu zabrali. Wtedy zatrudnił się w P.S.S. Jako magazynier magazynów alkoholu. To z tych magazynów rozwożono wódkę i wina po całym powiecie Sławieńskim. Ja chętnie odwiedzałem Ojca w pracy, bo..miałem wolny wstęp bo magazynu wszelakiej maści słodyczy. Dziesiątki drewnianych skrzyń a w nich nieprzebrane ilości najróżniejszych cukierków! Warto dodać, że na tyłach domu były jeszcze powojenne „rumowiska”, góry gruzu i osmolone kikuty domów”! W pobliżu wielki ogród z sadem. Pamiętam też, jak Dziadek Antoni zajeżdżał bryczką po Ojca i zabierał Go do pracy w polu w Warszkowie, po całonocnej pracy w piekarni. Właśnie to wyjątkowo nie podobało się mojej mamie. W/G Mojej mamy: z Dziadkiem się nie dyskutowało, wykonywano polecenie natychmiast i bez szemrania. Jedynym wyjątkiem był autor tych wspomnień!
GDYNIA CHYLONIA
MEKSYK
MEKSYK-GDYNIA
Tatuś na Meksyku 1964
Od lewej: stołowy z prawej sypialnia.
Oto Meksyk!
Na Meksyk w Gdyni-Chyloni Ul. Palmowa 22, przyjechaliśmy w styczniu lub lutym 1962r. Samochodem ciężarowym. Na mrozie pod plandeką siedziałem w tyle samochodu wśród naszych mebli i towarzystwie kota !! Z którymi nie rozstawałem się w Sławnie. Na pierwszym postoju „przesiedleńców” kotka uciekła.
Na Meksyku mieszkaliśmy razem z babcią Feliksą Snopkowską mamą mojej mamy. Tatuś zatrudnił się w „POLCARGO”, jako liczmen!. Liczył załadunek towarów na statki w gdyńskim porcie. Ojciec, wolny czas spędzał, remontując dom, rąbał drewno do kuchni i pieców, gotował obiady i pracował w ogrodzie. Bardzo trudno było namówić mamie ojca, aby, ”ruszył” się gdzieś z domu! Tu czuł się najlepiej. Zrozumiałem to po latach, gdy sam wracałem z Morza. Kochałem mój dom i spokój w nim. Przed domem w Chyloni stała wielka żeliwna pompa do pompowania wody, którą w wiadrach nosiliśmy do domu. A latem każdego dnia dziesiątkami wiader podlewałem wielki ogród. Na zimę pompa owinięta była słomą, aby woda w niej nie zamarzła! Bywało i tak, że trzeba było rozpalać wokół niej ognisko, bo pompa zamarzała. Inne potrzeby załatwialiśmy poza domem. Latem kąpaliśmy się w wannie przed domem.
…………….
KLASYCZNY DALMOROWSKI BURTOWIEC Z POCZĄTKU LAT 60-TYCH.
To właśnie mieszkając na Meksyku, Tatuś Henryk BOROWCZYK zaczynał swoją przygodę z morzem, właśnie na takich burtowcach. Pierwszym „burtowcem” Tatusia, był „Syriusz”, na którym polską banderę podniesiono w Londynie 4 maja 1946 roku. Statek ten miał silnik o mocy 400 KM, co umożliwiało mu płynięcie z prędkością 9 węzłów………Dla mnie, to wielkie bohaterstwo mojego Ojca. Pierwsze połowy były na Morzu Północnym. W okresie jesiennozimowym, wali tam niemiłosiernie! Dopiero dzisiaj zobaczyłem tamten świat ojca. Wielki bohater! Jak wielka musiała być Jego determinacja i jak bardzo musiał nas kochać,… Wielki bohater.
P.P.D.i U.R. DALMOR-GDYNIA
Tatuś z Warszawskiej-lata70te.
Kilka faktów o pracy mojego Tatusia na morzu w charakterze szefa kuchni… Nieprawdopodobnym wydaje się to, że po półrocznym rejsie bez portu(jeżeli był to tylko wtedy gdy ładownie były pełne ryby i tylko w Sanit-PierrelubSt. Johns– Canada)) tatuś w tych dwóch tygodniach pobytu w domu po rejsie, musiał codziennie chodzić na statek, choć na kilka godzin!!! Jak by nie liczyć, widzieliśmy Ojca przez dwa tygodnie w roku!! Kiedy była potrzeba pracował w rejsie po18 godzin na dobę!!! Dalmor gwarantował tylko 6 godzin nieprzerwanego snu. Jakieś pytania.?
Zarobki Tatusia były uwarunkowane ilością złowionej ryby przez załogę. Były miesiące, że zarabiał górę pieniędzy. Dodatkowo rybacy dostawali dzienny dodatek dewizowy w ilości kilkudziesięciu centów U.S.A.- Dodatek nie wliczany był do Jego emerytury!
Rejs pierwszy; tyle dni w morzu:
180
Ilość dni w domu po rejsie:
14
Drugi rejs tyle dni w morzu:
180
Ilość dni w domu po dwóch rejsach:
100
Mój Tatuś
Blisko 40 lat na morzu, w Dalmorze.
Tatuś przez 40-lat pracował w gdyńskim Dalmorze, jako szef kuchni. W domu był gościem! Musiał utrzymać czteroosobową rodzinę, mama nie pracowała. Na statku do wykarmienia 110 osób załogi, do pomocy miał jeszcze dwie osoby! Przez 40 lat zawsze z dala od domu i rodziny. Bardzo ciężko pracował, całe życie.
Mój Tatuś, BOROWCZYK Henryk był wielkim miłośnikiem i „znawcą” koni. Konie przywoływały Tatusiowi dzieciństwo i jedyne pozytywne wspomnienia-to jest jak napiętnowanie chłopca! Zawsze związany uczuciowo z Mamą Gertrudą! Ostatnie sekundy przed śmiercią gdy trzymałem Ojca za dłonie, wymawiał tylko- Mama POMÓŻ, Mama POMÓŻ. Ojca Antoniego wspominał jako bardzo nerwowego i zaborczego…kochał zwierzęta, ludzi prawych i prawdziwych. Miał dar rozpoznawania dobra, …. ale, nie potrafił przeciwstawiać się bylejakości u innych. Bardzo kochał nasze nazwisko. Codziennie gdy modlę się rano i wieczorem do Pana Boga pozdrawiam Ojca jego słowami, którymi zawsze witał mnie, przy każdym naszym spotkaniu , podobnie jak Leszek i Dziadek Antoni,
Cześć Panie BOROWCZYK”.
Ja mojego Ojca poznałem dopiero po Jego śmierci…
Akt Urodzenia Tatusia wystaiony w Łasinie. w 1944roku
Świdectwo szkoły średniej w Sławnie. w 1948 roku
Świadectwo ukończenia kuru, na "Szefa Kuchni" w 1964 roku
MÓJ TATUŚ!
…Najczęściej człowiek sam obdarza drugą osobę kredytem zaufania tak silnym, że decyduje się wzorować na nim i podążać jej śladem. Te same zasady zawierzenia dotyczą także rodziców. Pierwsze autorytety są najmocniej odczuwalne…?
SŁAWNO 1950-1961
Wejście z ulicy do domuDom moich urodzin! SŁAWNO.TATUŚ LAT 19. SŁAWNO 1948 ROK.
To musiał być Listopad, lub pierwsze dni grudnia, na brudnym sławieńskim chodniku leżał mokry na wpół roztopiony śnieg. Ja siedziałem na drewnianych sankach z oparciem, przede mną Tatuś w długim brązowym płaszczu skórzanym i mój wielki podziw dla Jego siły. To są moje pierwsze wspomnienia z dzieciństwa. Na zdjęciu po lewej dom w Sławnie, przy ulicy Jedności narodowej 20, dom w którym Tatuś Henryk zamieszkał po ślubie (1950) z żoną Genowefą Snopkowską, a dokładnie to wprowadził się do mamy i jej matki, a mojej babci Feliksy Snopkowskiej.
HENRYK I GENOWEFA BOROWCZYK-MOI RODZICE!Moja mama-Snopkowska Genowefa 1946rok. 18 lat.
Mieszkaliśmy tu razem z siostrą Mirosławą, rodzicami i babcią do czasu „przeprowadzki”, do Gdyni. Jak sięgam pamięciom, Tatuś miał w Sławnie swoją piekarnię, którą po kilku latach komuniści mu zabrali. Wtedy zatrudnił się w P.S.S. Jako magazynier magazynów alkoholu. To z tych magazynów rozwożono wódkę i wina po całym powiecie Sławieńskim. Ja chętnie odwiedzałem Ojca w pracy, bo..miałem wolny wstęp bo magazynu wszelakiej maści słodyczy. Dziesiątki drewnianych skrzyń a w nich nieprzebrane ilości najróżniejszych cukierków! Warto dodać, że na tyłach domu były jeszcze powojenne „rumowiska”, góry gruzu i osmolone kikuty domów”! W pobliżu wielki ogród z sadem.
Służba Polsce-1952 rok.
Pamiętam też, jak Dziadek Antoni zajeżdżał bryczką po Ojca i zabierał Go do pracy w polu w Warszkowie, po całonocnej pracy w piekarni. Właśnie to wyjątkowo nie podobało się mojej mamie. W/G Mojej mamy: z Dziadkiem się nie dyskutowało, wykonywano polecenie natychmiast i bez szemrania. Jedynym wyjątkiem był autor tych wspomnień!
Świadectwo chrztu mojej Mamy
CZĘŚĆ PIERWSZA
TEKST O TATUSIU POWSTAŁ Z OKRÓUCHÓW SERCA.
JAK POZNALI SIĘ MOI RODZICE ?
MOJA MAMA – GENOWEFA BOROWCZYK. SŁAWNO 1950 ROK.
Poznałam mojego męża Henryka BOROWCZYK w szkole, do której razem uczęszczaliśmy. Któregoś dnia Henryk podszedł do mnie i zaproponował, że odniesie mi teczkę z książkami do domu. Po kilku tygodniach zaczął odwiedzać mnie w domu. Henryk, będąc uczniem w szkole, był też uczniem w piekarni u niejakiego p. Godzieskiego w Sławnie, gdzie miał swój pokój na piętrze. Wspominał mi kiedyś, że Antoni bardzo chciał ożenić go z córką właściciela tejże piekarni. Podobno pewnego dnia rodzice Henryka przyjechali do niego, by porozmawiać o tym małżeństwie i dowiedzieć się co myśli o tym związku. Jak mieli mu wyjawić podczas rozmowy-narady- otrzymali już zgodę w właściciela piekarni i jego córki! Henryk miał odpowiedzieć Ojcu Antoniemu, że kocha Gienie. Nigdy więcej Antoni nie naciskał na syna w tej sprawie…
1947 rok, Sławno, szkoła zawodowa, to tu poznają się moi rodzice! Henryk ma lat 20 a Gienia 16.
Rejestracja Ślubu moich Rodziców odbyła się: w 1951-02-01 w Urzędzie Stanu Cywilnego w Sławnie. Nr. 7/1951r.
Pewnego razu przed ślubem, Henryk zaprosił Genie na spacer po Słupsku, na spacerze wstąpili do jubilera, gdzie kupił narzeczonej i sobie obrączki. Obrączka Geni miała próbę 585 a Henryka 333, bo na tyle tylko starczyło kawalerowi pieniędzy. Dwa miesiące później do domu Geni w Sławnie przy ul. Jedności Narodowej 20 zajechali Antoni i Gertruda z Henrykiem, i to wtedy nastąpiły oficjalne zaręczyny Henryka z Genią Snopkowską. Okres narzeczeństwa trwał około roku. 2 lutego 1950r. Rodzice biorą ślub w Sławnie i tego samego dnia Henryk przeprowadza się do żony. Para nowożeńców pojechała do kościoła wolantem zaprzężonym w cztery konie. Wolant był własnością Gminnej Rady Narodowej w Sławnie. Rodzice Henryka spóźnili się na uroczystość kościelną z powodu źrebiącej się klaczy! Wesele odbyło się w domu panny młodej. Ze strony Henryka na weselu byli jego rodzice i prawdopodobnie ktoś z rodzeństwa. A pannę młodą reprezentowała mama Feliksa i jej brat Felek Szaradowski, oraz siostra mamy Danuta Nojman, z mężem Czesławem . Był też Przewodniczący Rady Narodowej i Dowódca straży pożarnej. Wesele trwało trzy dni.
Jest rok 1951. Urząd Stanu Cywilnego w Sławnie Nr. 7/1951r. zaświadcza, że 2 lutego 1951r. BOROWCZYK Henryk zawiera związek małżeński z Genowefą Snopkowską.
Narzeczeni, 1949 rok.
Przed ślubem Henryka, ojciec Antoni miał często odwiedzać, z dużą torbą siedzibę W.K.U. W Sławnie (Wojskowa Komenda Uzupełnień) by odroczyli służbę wojskową synowi. Już po ślubie Henryk bardzo szybko zaprzyjaźnił się z mundurem. Tatuś zawsze bardzo mile wspominał okres spędzony w wojsku, jednostka łączności. Przysięga odbyła się w Prostyni w okolicach Wałcza. Dopiero trzy lata po ślubie i rok po powrocie Ojca z wojska przychodzi na świat Józef. Moje narodziny przebiegały z dużymi problemami….
OTO KILKA ZDJĘĆ MOJEJ MAMY
MOJA MAMA
Na zdjęciu powyżej, mama z siostrą Danutą. Po lewej mama, ma 16lat. To zdjęcie zrobił „Brat zakonnik” Sławno 1947rok. Po prawej Moja Mama, przed szkołą w Sławnie, uwierzcie mi na słowo ja pamiętam tą chwilę, miałem wtedy 5 lat.
SŁAWNO, Ul. Jedności Narodowej 20
DZIEŃ PO ŚLUBIE--SŁAWNO
Moja mama(z prawej) z koleżankami. Sławno 1957rok.
Pamiętam, jak moja mama wspominała swój poród ze mną. Ból, strach, przerażająca samotność, upokorzenie. Moje narodziny były dla mamy traumatycznym przeżyciem. Doświadczyła wszystkich serwowanych wówczas w szpitalu „atrakcji”, musiała zmierzyć się ze znieczulicą lekarzy. Ale do brzegu: urodziłem się przez cesarskie cięcie – do dzisiaj noszę dużą bliznę na skroni obok oka! Poród w Sławnie odbierał lekarz tak sprawnie, że zranił również mnie. Mama po porodzie była dwa Tygodnie nieprzytomna i praktycznie walczyła o życie.( byłem dwa tygodnie przenoszony) Mną w tym czasie zajmowały się zakonnice pracujące w tym szpitalu. Gdy Henryk dowiaduje się, o poważnym stanie zdrowia mamy zabiera z sobą do szpitala sąsiada „ubeka” w mundurze milicjanta i z bronią. Gdy weszli na salę, porodową ten miał powiedzieć lekarzowi, machając pepeszą w dłoni, jak ona umrze, to zobacz co cię czeka!! Narodziny super, naprawdę Super. Lekarze zabronili mamie zachodzenia w ciążę przez najbliższe dwa lata, a już rok później rodzi się moja siostra Mirosława!(1955-09-01).
AUTOR-DIABEŁ W LUDZKIEJ SKÓRZE!!!
27 kwietnia 1954 roku Rodzi się Józef BOROWCZYK-waga 4,5kg. cera śniada włosy i oczy czarne! Diabeł w ludzkiej skórze. Słowa mamy.
.
Bracia Henryk i Romek BOROWCYK w Warszkowie. Tyłem na zdjęciu Henryk.
Wchodziłem do domu w Sławnie po wysokich schodach. Pierwsze okno to kuchnia dalej „stołowy” a trzecie okno to sypialnia. Z kuchni robiłem sobie….morze!! A co.. Zamykałem odpływ wody w zlewie i odkręcałem kurki do oporu, aż woda sięgała do kostek. Puszczałem okręty, zalewając cały dom. Innym razem gdy rodzice poszli do kina, wyjmowałem z szuflady kuchennej tygodniowy utarg Ojca z piekarni i przez okno w sypialni wyrzucałem forsę na podwórko…co kto złapał to jego……. Niedługo potem Ojciec ok. południa wysłał mnie po bułki do..naszej piekarni. Super. „Obudziłem” się z zabawy dopiero około 21.oo i co teraz?? Pobiegłem na dworzec kolejowy. Tam czynny był jeszcze bufet. Bufetowa była jedyną osobą która, współczuła mi tego wieczoru. Wchodzę do domu, jest godzina 21.15 i słyszę.. Pol strzela, Kolczyk strzela, jesttt. Kronikaaaa – Sportowaaaaa. Ojciec pyta, gdzie byłeś ! Miałem 5 lat. I tak mogę bez końca. Raz uciekłem z cyganami prosto z chodnika przed domem!
Dwa i pół roku po ślubie Henryk, za częściowo pożyczone od Ojca (Antoniego) pieniądze kupuje piekarnię w Sławnie, zatrudnia jednego pracownika i zaczyna pracować jako piekarz na swoim! W piekarni jest również sklep, gdzie mieszkańcy kupują pieczywo, oraz ciasta. Mama rozwozi pieczywo po rynku, a sklepy odbierają same!
GDYNIA CHYLONIA – MEKSYK 1962 – 1967rok
Z dniem 7 maja 1930r. zniesiono gminę wiejską Chylonię w powiecie morskim, a terytorium jej włączono do miasta Gdyni. Z chwilą przyłączenia Chylonii obszar Gdyni powiększył się do 70 ha, a liczba ludności o 4500 osób. W ten sposób liczba mieszkańców Gdyni sięgnęła 39 000.Meksyk jest dzielnicą Gdyni Chyloni. Meksyk Wybudowali, (bose Antki) Tak nazywali Kaszubi przybyłe tysiące robotników z całej Rzeczpospolitej. Do budowy portu i miasta w Gdyni.
Ul. Palmowa 22. Taki mieliśmy adres na tym domu.
Oto Meksyk!
Na Meksyk w Gdyni-Chyloni Ul. Palmowa 22, przyjechaliśmy w styczniu lub lutym 1962r. Samochodem ciężarowym. Na mrozie pod plandeką siedziałem w tyle samochodu wśród naszych mebli i towarzystwie kota !! Z którymi nie rozstawałem się w Sławnie. Na pierwszym postoju „przesiedleńców” kotka uciekła.
Na Meksyku mieszkaliśmy razem z babcią Feliksą Snopkowską mamą mojej mamy. Tatuś zatrudnił się w „POLCARGO”, jako liczmen!. Liczył załadunek towarów na statki w gdyńskim porcie.
Ja poszedłem do szkoły podstawowej nr 5. Tu grałem w „centkę” – To tu biegałem za kołem-felgą od roweru, strzelałem z karbidu, biegałem z Lordem-moim wilczurem- po łąkach i polach. Tu pierwszy raz uciekałem z domu, gdy mama sprzedała Lorda, brałem udział w wojnach z Pogórzem i Abisynią, uczyłem się skakać do pociągów towarowych w biegu! I pływać na podkładach kolejowych na pobliskich bagnach. Hodowałem gołębie, paliłem papierosy, razem z Ryśkiem Jelińskim robiliśmy zestawy teatralne z własnoręcznie zrobionymi przez siebie kukiełkami dla okolicznej dzieciarni i jej rodziców. Bilet co łaska!
Tak prezentowaliśmy się na Meksyku–zdjęcia dla Tatusia- w morzu.
Ojciec, wolny czas spędzał, remontując dom, rąbał drewno do kuchni i pieców, gotował obiady i pracował w ogrodzie. Bardzo trudno było namówić mamie ojca, aby, ”ruszył” się gdzieś z domu! Tu czuł się najlepiej. Zrozumiałem to po latach, gdy sam wracałem z Morza. Kochałem mój dom i spokój w nim. Przed domem w Chyloni stała wielka żeliwna pompa do pompowania wody, którą w wiadrach nosiliśmy do domu. A latem każdego dnia dziesiątkami wiader podlewałem wielki ogród. Na zimę pompa owinięta była słomą, aby woda w niej nie zamarzła! Bywało i tak, że trzeba było rozpalać wokół niej ognisko, bo pompa zamarzała. Inne potrzeby załatwialiśmy poza domem. Latem kąpaliśmy się w wannie przed domem.
Moja Siostra Mirosława-1965 rok.
Ziutek 1964 rok.
SIOSTRA MOJA-Mirka-dla mnie „JŚMINIAK”
MIRKA Z MAMĄ! 1957 ROK
Kilka słów o tym jak stołowali się rybacy gdy statek był w morzu.? Pamiętam jak tatuś opowiadał, że na obiad rybak zjadał schabowych tyle ile tylko chciał…Myśliwska, czy „krakowska sucha”, jak i szynka z baleronem były podawane w dowolnych ilościach. Statkowy piekarz piekł 24godz na dobę świeże pieczywo: chleb, bułki i ciasta!!! Pamiętajmy, że były to lata 60-te,70-.te i 80-te. W kraju były tylko „nagie haki” Pracowali po18 godz. na dobę siedem dni w tygodniu, przez pół roku, w bardzo trudnych warunkach, bez rodziny. Kabiny były dwuosobowe. Gdy ja byłem na R/V Boguckim, tak dobrze nie było, ale i tu żarcie było wspaniałe 24 godz. na dobę. Podobnie jak w Dalmorze rybakowi należało się w tropiku 250 gram czerwonego wina do obiadu i grejpfrut do śniadania.
"BURTOWCWE"-POCZĄTKI NA MORZU
To właśnie na tym SYRIUSZU, zaczyna Tatuś przygodę z Dalmorem w połowie lat60-tych!!!
Tatuś Henryk BOROWCZYK zaczynał swoją przygodę z morzem, właśnie na takich burtowcach. Pierwszym „burtowcem” Tatusia, był „Syriusz”, na którym polską banderę podniesiono w Londynie 4 maja 1946 roku. Statek ten miał silnik o mocy 400 KM, co umożliwiało mu płynięcie z prędkością 9 węzłów………Dla mnie, to wielkie bohaterstwo mojego Ojca. Pierwsze połowy były na Morzu Północnym. W okresie jesiennozimowym, wali tam niemiłosiernie! Dopiero dzisiaj zobaczyłem tamten świat ojca. Wielki bohater! Jak wielka musiała być Jego determinacja. Wielki bohater.
W okresie prosperity firma zatrudniała ok. 7,5 tys. osób i dysponowała flotą 70 statków. Roczny połów sięgał 278 tys. ton ryb.
Zamustrowani Rybacy wchodzą na burtę!
Pierwsze trawlery
Pierwsze burtowce Dalmoru. Na takich zaczynał mój Tatuś!
otrzymane z UNRRA, Dalmor eksploatował na Bałtyku i Morzu Północnym, stopniowo rozszerzając zasięg swojego działania-od Morza Barentsa, poprzez łowiska północno-zachodniego Atlantyku, południowego Atlantyku, szelfu Peruwiańskiego, aż po Antarktydę. Warunki pracy na takim statku, były straszne. Załoga, to rybacy z krwi i kości. Tylko Kaszubi mogli wykonywać tą pracę. Pierwsi kapitanowie tych jednostek to Holendrzy i Anglicy! Połowy odbywały się na Morzu Północnym, lub Georges Bank, u wybrzeży północnej Kanady. To rejony o wybitnej sztormowej pogodzie. Waliło dzień i noc, całymi tygodniami, a ryby było mnóstwo! Rejsy trwały od kilku do kilkudziesięciu dni, w zależności od akwenu w którym odbywały się połowy. Tu wszystko było na słono, Nic na słodko! Warunki pracy straszne, bród, smród, wilgoć, sztormy i przeraźliwe zimno. Praca po 18 godzin. Tatuś miał 33 lata jak poszedł na morze. Wyobraźcie sobie chłopaka, który na oczy nie widział morza i podjął się tej pracy!!!? Ja przenigdy bym tego nie zrobił..Jakaż, musiała być silna wola u Ojca. Dla mnie bohater. Słowo honoru BOHATER! Te statki, miały duszę, podobnie jak wszystkie jednostki rybackie. W marynarce handlowej w większości pływali, ludzie biznesu, jak nic nie robić, a dużo zarobić! Ja taki byłem. Tatuś pytał mnie kiedyś: jak ty to robisz? Pływasz cztery lata, masz trzy samochody i super mieszkanie! Wszystko nowiutkie. Gdy opowiedziałem, to: Ziutek ty się nie boisz ? A jak cię złapią ? To jaki to wstyd
„APUS”1975 rok Tatuś wraca po 158 dniach.Trawler w Gdyni. Rodziny czekają na koniec odprawy, celnej i WOP!WYBIERAMY
będzie, Ziutek!!! Bój się ty boga. Mama nie raz namawiała Tatusia do handlu, ale zawsze napotykała jedno zdanie: Gienia, ja się do tego nie nadaję! Nie chcę i nie umiem. Kropka. A druga strona medalu, to pracujący tu ludzie, Kaszubi, „bosych antków” nie lubią i nie szanują. Do dzisiaj wydają swoje córki praktycznie tylko za Kaszubów!
Kiedyś rybak to był gość. Nie tylko pieniądze jakie zarabiali rybacy były dosyć wysokie. Taka wyprawa to była także prawdziwie męska przygoda. Po pól rocznym rejsie był w domu dwa tygodnie chodząc codziennie na statek!!! Po czym znikał na kolejne pół roku. Kto mógł temu podołać? Na obiad jadał po 10 schabowych, a kabanosy i myśliwską 24 godziny na dobę w dowolnych ilościach! TAK BYŁO JUŻ OD LAT 60-TYCH.
Mój Tatuś BOROWCZYK-40 lat na morzu!
ANTARKTYDA
DALMOR
MORZE BARENTSA
POWTÓRZE-TATUŚ JESTEŚ MOIM BOHATEREM. JA BYM TEGO NIE ZROBIŁ!!
HISTORIA JEDNOSTEK GDYŃSKIEGO DALMORU
Oto kilka jednostek na których zaczynał pracę Tatuś w Dalmorze. Napiszę szczerze, ja bym nigdy tego nie zrobił a strachliwym nie jestem! NIGDY. Dzisiaj widzę, jak bardzo poświecił się dla Rodziny. Miał ok 32. lata, morze widział i znał z widokówek.
TO PRAWDZIWY BOCHATER
GDYNIA UL WARSZAWSKAMój Tatuś z Warszawskiej lata-70te.
Od 1968 roku przeprowadzamy się, na ul. Warszawską 14 do centrum Gdyni. Motorem i sprawcą tej przeprowadzki jest mama. Ojciec w morzu. Mieszkanie kupione po znajomości, za dolary. Po raz pierwszy zamieszkaliśmy w bloku, obok innych rodzin !!! Ja z okna na czwartym piętrze rzucałem w idących chodnikiem ludzi czym popadło. Zachowywałem się jak małpa. Jeszcze nigdy nie oglądałem świata z tak wysoka. Co najwyżej z drabiniastego wozu załadowanego sianem. Z mojego okna w 1970 roku widziałem jak do tłumu stoczniowców idących z zamordowanym człowiekiem na drzwiach, czołgi strzelały z karabinów maszynowych!!! Mnie mama z domu puścić nie chciała, więc poszedłem trzepać dywany w kapciach. W kapciach, nie poleci rzucać kamieniami w wojsko i milicję. A jednak. Grudzień 1970. Wigilia. Na Warszawskiej Tatuś po powrocie z morza przesiadywał w domu. Wychodził z nami na spacery, plażę itp. Zdarzało się, że na wczasy. Do czasu gdy kupił dom w Rumunii. Ale o tym poniżej. Czas upływa Tatusiowi na pomieszkiwaniu z nami i zasłużonym odpoczynku!
Ten dom w Rumii Tatuś kupił za 6000 dolarów, równowartość jednego półrocznego rejsu Kuwejt-Kapsztad. Nigdzie tak dobrze nie jadaliśmy!! Przyjmowani byliśmy zawsze bardzo ciepło i serdecznie.
Moja mama 2023-04-07.
JAK POWSTAŁ DOM OJCA W RUMI
Po powrocie Tatusia z „Pewexu”, moi rodzice wybrali się z wizytą do Mamy Halinki, gdzie zamieszkałem z żoną zaraz po ślubie. Podczas rozmowy zastanawialiśmy się co zrobi Tatuś z zarobionymi w rejsie dolarami? Wziąłem do ręki gazetę, może dom? Powiedziałem. Przeglądam ogłoszenia z nieruchomościami na sprzedaż, i jest! Dom w Rumunii (czytaj w Rumii), sprzedam. Stan surowy zamknięty. Tatuś dom ten kupił za 6600 dolarów. Równowartość jednego , półrocznego rejsu!!!
Od lewej: bracia :Mieczysław i Henryk BOROWCZYK, oraz Józef BOROWCZYK, syn Henryka-autor strony, na rocznicy ślubu Mieczysława i Beni w Sławnie! Krew z krwi!!!
A teraz coś więcej o tym rejsie Ojca. Statek pływał pod banderą Kuwejtu, na trasie Zatoka Perska, Kapsztad w R.P.A. W tym czasie miała tam miejsce wojna Iracko Irańska, jeśli pamiętacie lata 80-te. Głośno było o kilku zatopionych statkach, po obu stronach konfliktu! Tatuś przysłał do mamy telegram, że ma już dosyć arabów i chce wracać do domu. A teraz po kolei.
Tatuś, na Morzu Barentsa! 1980 rok
Mama położyła się w Szpitalu Morskim w Gdyni, jako bardzo poważnie chora. Lekarz wystawił oficjalną dokumentację, o tragicznym stanie zdrowia pacjentki! Ja, ten dokument w rękę i maluchem na lotnisko do Gdańska. Malucha na parking i w samolot. Byłem w Warszawce ok.13 W taksówkę i do Pol Servisu (Tak nazywała się firma wysyłająca marynarzy na kontrakty dolarowe). W windę i szukam pokoju w wielkim wieżowcu. Znalazłem, przedstawiam się i z miną nr.7, informuję gościa, o tragicznym stanie zdrowia żony Henryka BOROWCZYK, i podaję opinię lekarską ze szpitala. Firma wyraża zgodę na powrót Tatusia do domu, ale…pokryje tylko połowę biletu lotniczego z Kapsztadu! Zjeżdżam na dół i lecę na pocztę, by wysłać telegram do Ojca. Załatwione-Wracasz!! Taksówką do hotelu w pobliżu Okęcia i spać. Rano budzi mnie recepcja, taksówka czeka i na lotnisko. Po godzinie jestem w Gdańsku, w malucha i do szpitala do mamy. Załatwione. Za tydzień, lub dwa będzie w domu! Wszystko w nie całe 24 godziny. W połowie lat 80-tych, to rekord. Wrócił cały! Dolary zaszyte w marynarce za podszewką! 7000 dolarów. Dlaczego za podszewką? Na kontrakcie, było napisane, że miesięcznie zarabiał 500 dolarów, w rzeczywistości było jeszcze raz tyle. I komuniści na granicy mogli kasę zabrać.
Ja na tej zatoce byłem kilka lat później, a jeszcze się tłukli. Na M/S „Zygmunta Starego”,(statek na którym płynąłem) amerykańscy żołnierze weszli z helikopterów, zagonili nas do mesy i przeszukiwali statek, czy nie przewozimy broni!? Straszno i ciekawie.
Tylko raz mieliśmy szanse zobaczenia się w porcie, po za granicami Polski. Było to w Las Palmas, i kiedy ja tam zacumowałem na statku „Warszawa”, to „Al Kahli” Ojca od dwóch godzin już nie było! Tatuś płynął do Angoli, a ja za Nim, tyle, że na Afrykę środkową. Rejs: Szczecin, przez Hamburg, do Dakaru, Lome, Togo, Senegal , Monrowia i Wybrzeże Kości Słoniowej. Bardzo chciałem zobaczyć Tatusia. Spotkaliśmy się po kilkunastu miesiącach w GDYNI. Zastawiony wspaniale stół w Rumii i piła o morzu.
Mirka, Mama i Tatuś BOROWCZYK, na chrzcinach Franka. Hotel Nadmorski. 2012 rok. Tatuś, był już poważnie chory!!!
Salon gier na promie.2010 rok.
RODZYNEK
OKŁADKA ŻYCZEŃ
Okładka jest malowana ręcznie, farbą olejną!
Jednostka łączności, w Prostyni
ŻYCZENIA Z WOJSKA, DLA GIENI.
Tatuś z mamą. Sławno 1952 rok.
Podczas odwiedzin u rodziców w Rumii, na trzydziestej piątej rocznicy ślubu, wyprosiłem wspaniałą pamiątkę jaką przesłał Tatuś Mamie z wojska. Oto ona. Oryginalna gałązka wrzosu !!!
HENRYK I JÓZEF BOROWCZYK
NA KONIEC...
DO ZOBACZENIA TATUŚ
Małe Warszkowo: 2022.04.05. Nie raz w życiu patrzyłem na bliską osobę w potrzebie i zadawałem sobie pytanie, co robić Boże, co mam zrobić, prawda, że rzadko mogłem pomóc najbliższym. Albo nie wiedziałem jak to zrobić albo moja pomoc została odrzucona. Tak już jest, że Ci których powinniśmy znać i kochać wymykają się nam, ale mimo to kochamy Ich. Dzisiaj prawie wszyscy których kochałem i nie poznałem już nie żyją. Ale wciąż z nimi rozmawiam. Dzisiaj jestem już stary, żyję teraz sam, choć może nie powinienem, leczy gdy jestem sam na sam w moim Warszkowie to całe moje istnienie wydaje się łączyć z moimi wspomnieniami, z szumem wiatru na torfowiskach, gdzie pasałem krowy, rytmem pracy w Warszkowie i nadzieją, że kiedyś tam spotkamy się ponowie, piękne wspaniałe chwile, z Ojcem, Dziadkiem, to jest historia Mojej Rodziny BOROWCZYK z Warszkowa.
BOROWCZYK
Przeżył życie długie, pracowite i niełatwe.
TATUŚ
Zdawało mi się, że będzie żył wiecznie. Kiedy zadzwoniła do mnie mama z wiadomością, że Nasz Tatuś „odchodzi”, na początku nie rozumiałem, o co chodzi? i pytałem: dokąd odchodzi? Bo nic nie zapowiadało, że to już. Tatuś po prostu zgasł. Jego serce przestało bić. Odszedł z tego świata w szpitalu w Wejherowie na oddziale chorób płuc. Do samego końca byłem przy Nim, trzymając Tatusia za spracowane duże dłonie. Bardzo Cię kocham Tatuś powiedziałem w ostatnich chwilach jego życia, wtedy otworzył jeszcze szeroko oczy były białe, jakby zamglone. Spojrzałem w nie…wybacz mi Tatuś proszę Cię. W wielu kwestiach nie zgadzaliśmy się, prawie w żadnych, się nie zgadzaliśmy, ale zawsze traktowałeś mnie jak syna i to nie dlatego, że byłeś inny niż ja, ale dlatego, że byliśmy tacy SAMI. Mam tylko nadzieję, że byłem równie prawym Borowczykiem jak TY. Zostawił mnie z tysiącem pytań w środku. Jak Ojciec umiera to czas na dojrzewanie?
Odtwórz wideo
p.BOROWCZYK ANTONI
Poniżej wspominam mojego Dziadka; Antoniego BOROWCZYK!